Uwaga !
Fanfiction ,,Mutant and proud" równierz znajduje się na Wattpadzie :)
https://www.wattpad.com/story/72261467-we-are-mutants
Zapraszam !!!
Mutant and Proud
wtorek, 17 maja 2016
niedziela, 24 kwietnia 2016
Prolog
Ann
Polska, 1944
Ann powoli sączyła ciepły napar. Próbowała się uspokoić po tym co się wydarzyło nie całe 3 godziny temu. Zapach herbaty z nutą miodu działał na nią kojąco jak szum morza i ciepły, melodyjny głos matki. Przy tej ostatniej myśli poczuła przebiegające przez jej całe ciało dreszcze. Była zaniepokojona tym czy Klaus Schmidt zorientuje się, że nie ma jej w obozie i czy zacznie jej szukać. Jakimś cudem wydostała się z tego koszmaru. Teraz nigdzie nie było bezpiecznie.
Ann zaczęła uważnie przyglądać się sypialni wuja Dominica. Na ścianach pokrytych drewnem widniały rodzinne zdjęcia. Na przykład z wakacji w Berlinie lub ze szwajcarskich gór. Po prawej stronie pokoju był ulokowany kominek, z którego powoli drewno się rozpalało. Dookoła były porozwalane książki i gazety.
- Jak się czujesz ?- u progu drzwi stanął wuj. Usiadł obok dziewczynki po czym objął Ann delikatnie ramieniem.
- Sama nie wiem ...
Kątem oka zauważyła, że jest lekko spięty. Ann wiedziała, że wszystko zdarzyło się tak nagle. Wiedziała jak się czuje wuj. Cała odpowiedzialność spadła na niego.
- Domyślam się, że to dla ciebie nie łatwa sytuacja ...- powiedziała cicho dziewczynka- Ale tylko ty mi zostałeś ...
- Wiem kruszynko i jestem tego świadomy, że przygarniając ciebie narażam twoje i swoje życie. Tu nigdzie nie ma bezpiecznego miejsca.
Dominic wiedział, że musi być wsparciem dla swojej bratanicy.
- Ja się boję- mruknęła cicho Ann. Łzy cisnęły jej się do oczu.
Dziewczynka nagle poczuła dziwne mrowienie w okolicach palców u rąk. Machnęła, energicznie ręką, aby zapobiec mrowieniu. Zamiast tego efekt był przeciwny. Cały kubek z herbatą został pokryty szronem i kryształkami lodu, a napój został całkowicie zamrożony. Ann z przerażeniem spojrzała raz na swoje dłonie , a raz na wujka, który ze strachem w oczach spoglądał na bratanicę.
- Co się dzieje ?
- Czekaj ... uspokój się- Dominic próbował zabrać kubek, ale niespodziewanie nagrzał się do wysokiej temperatury. Upuścił naczynie, a to się potłukło.
- Co się ze mną dzieje ?!- krzyknęła Ann po czym uciekła i zamknęła się w toalecie.
Dominic podbiegł do drzwi.
- Ann wyjdź, proszę ... poradzimy sobie.
- Kłamiesz- powiedziała zza drzwi dziewczynka.
Teraz do mężczyzny trafiło o co chodzi. W wielu artykułach czytał o przypadkach ludzi, którzy byli ,,zmutowani". Były przypadki, w których te ,,dziwadła” przenikały przez ściany lub potrafiły kontrolować żywioły. Nazywano ich mutantami. Na świecie było ich niewiele, ale społeczność chciała ich jak najszybciej wyeliminować. Ann jest mutantem.
- Ann wyjdź, muszę ci coś wytłumaczyć- powiedział spokojnym tonem Dominic.
Drzwi od łazienki powoli zaczęły się otwierać.
- Co takiego ?- spytała z ciekawością.
- Usiądź- wskazał ręką na fotel. Stanął przed nią i zaczął mówić.
- Nie jesteś taka jak inni ... posiadasz umiejętności, których nikt nie może sobie wyobrazić. Takich ludzi nazywają mutantami- spojrzał w jej błękitne oczy i mówił dalej- Jesteś jedną z nich.
Dziewczynka kiwnęła tylko twierdząco głową.
- Społeczeństwo nie toleruje innych od siebie, a co za tym idzie ... wiele okrutności dla mutantów.
- A czy jest więcej osób takich jak ja ? Czy oni żyją ?
- Nie wiadomo...
Brunetka siedziała na fotelu z lekko opuszczoną głową. To wszystko stało się tak szybko. Ale musi być twarda.
- Tu nie jest bezpiecznie- powiedziała cicho.
- Wiem to ... przemyślałem wszystko jeszcze wcześniej. Miałem zamiar wyjechać do Stanów Zjednoczonych jeszcze przed tym wszystkim. I myślę, że to będzie najlepszym pomysłem właśnie tam wyjechać. Sytuacja w tym państwie jest bardziej spokojna niż tutaj.
- Czyli wyjeżdżamy ?- Ann nie mogła ukryć swojej ekscytacji.
- Najwidoczniej. Czyli kierunek Nowy Jork ...- Dominic powoli kierował się w stronę drzwi. – Najlepiej się wyśpij bo czeka nas bardzo długa podróż.
Wuj zgasił światło i zamknął drzwi. Ann skoczyła do łóżka i przykryła się kołdrą. Spojrzała na kominek, w którym płomyki robiły się coraz mniejsze. Gdy się skupiła ogień powiększył swoje rozmiary dwukrotnie. Musi kontrolować swoje umiejętności. Ann przekręciła się na bok i próbowała zasnąć. Czyli jutro kierunek Nowy Jork.
Ann zaczęła uważnie przyglądać się sypialni wuja Dominica. Na ścianach pokrytych drewnem widniały rodzinne zdjęcia. Na przykład z wakacji w Berlinie lub ze szwajcarskich gór. Po prawej stronie pokoju był ulokowany kominek, z którego powoli drewno się rozpalało. Dookoła były porozwalane książki i gazety.
- Jak się czujesz ?- u progu drzwi stanął wuj. Usiadł obok dziewczynki po czym objął Ann delikatnie ramieniem.
- Sama nie wiem ...
Kątem oka zauważyła, że jest lekko spięty. Ann wiedziała, że wszystko zdarzyło się tak nagle. Wiedziała jak się czuje wuj. Cała odpowiedzialność spadła na niego.
- Domyślam się, że to dla ciebie nie łatwa sytuacja ...- powiedziała cicho dziewczynka- Ale tylko ty mi zostałeś ...
- Wiem kruszynko i jestem tego świadomy, że przygarniając ciebie narażam twoje i swoje życie. Tu nigdzie nie ma bezpiecznego miejsca.
Dominic wiedział, że musi być wsparciem dla swojej bratanicy.
- Ja się boję- mruknęła cicho Ann. Łzy cisnęły jej się do oczu.
Dziewczynka nagle poczuła dziwne mrowienie w okolicach palców u rąk. Machnęła, energicznie ręką, aby zapobiec mrowieniu. Zamiast tego efekt był przeciwny. Cały kubek z herbatą został pokryty szronem i kryształkami lodu, a napój został całkowicie zamrożony. Ann z przerażeniem spojrzała raz na swoje dłonie , a raz na wujka, który ze strachem w oczach spoglądał na bratanicę.
- Co się dzieje ?
- Czekaj ... uspokój się- Dominic próbował zabrać kubek, ale niespodziewanie nagrzał się do wysokiej temperatury. Upuścił naczynie, a to się potłukło.
- Co się ze mną dzieje ?!- krzyknęła Ann po czym uciekła i zamknęła się w toalecie.
Dominic podbiegł do drzwi.
- Ann wyjdź, proszę ... poradzimy sobie.
- Kłamiesz- powiedziała zza drzwi dziewczynka.
Teraz do mężczyzny trafiło o co chodzi. W wielu artykułach czytał o przypadkach ludzi, którzy byli ,,zmutowani". Były przypadki, w których te ,,dziwadła” przenikały przez ściany lub potrafiły kontrolować żywioły. Nazywano ich mutantami. Na świecie było ich niewiele, ale społeczność chciała ich jak najszybciej wyeliminować. Ann jest mutantem.
- Ann wyjdź, muszę ci coś wytłumaczyć- powiedział spokojnym tonem Dominic.
Drzwi od łazienki powoli zaczęły się otwierać.
- Co takiego ?- spytała z ciekawością.
- Usiądź- wskazał ręką na fotel. Stanął przed nią i zaczął mówić.
- Nie jesteś taka jak inni ... posiadasz umiejętności, których nikt nie może sobie wyobrazić. Takich ludzi nazywają mutantami- spojrzał w jej błękitne oczy i mówił dalej- Jesteś jedną z nich.
Dziewczynka kiwnęła tylko twierdząco głową.
- Społeczeństwo nie toleruje innych od siebie, a co za tym idzie ... wiele okrutności dla mutantów.
- A czy jest więcej osób takich jak ja ? Czy oni żyją ?
- Nie wiadomo...
Brunetka siedziała na fotelu z lekko opuszczoną głową. To wszystko stało się tak szybko. Ale musi być twarda.
- Tu nie jest bezpiecznie- powiedziała cicho.
- Wiem to ... przemyślałem wszystko jeszcze wcześniej. Miałem zamiar wyjechać do Stanów Zjednoczonych jeszcze przed tym wszystkim. I myślę, że to będzie najlepszym pomysłem właśnie tam wyjechać. Sytuacja w tym państwie jest bardziej spokojna niż tutaj.
- Czyli wyjeżdżamy ?- Ann nie mogła ukryć swojej ekscytacji.
- Najwidoczniej. Czyli kierunek Nowy Jork ...- Dominic powoli kierował się w stronę drzwi. – Najlepiej się wyśpij bo czeka nas bardzo długa podróż.
Wuj zgasił światło i zamknął drzwi. Ann skoczyła do łóżka i przykryła się kołdrą. Spojrzała na kominek, w którym płomyki robiły się coraz mniejsze. Gdy się skupiła ogień powiększył swoje rozmiary dwukrotnie. Musi kontrolować swoje umiejętności. Ann przekręciła się na bok i próbowała zasnąć. Czyli jutro kierunek Nowy Jork.
Subskrybuj:
Posty (Atom)